Wiadomości z Zabrza

Wszystko parszywieje - felieton weekendowy

  • Dodano: 2018-07-21 08:00, aktualizacja: 2018-07-20 23:34

Wszystko parszywieje” – powiedział kiedyś w jednym z odcinków Alternatywy 4 Balcerek, kiedy poprosili go, żeby otworzył drzwi do sąsiada. „Kiedyś bym drzwi nie otworzył we własnej dzielnicy, potem przynajmniej na własnej ulicy, no. A teraz na co mi przyszło? We własnym domu takie rzeczy robić... tfu!” Balcerek to jednak był chłop z zasadami. Niestety, ta gorzka autorefleksja o sparszywieniu chyba zbyt rzadko udziela się dzisiejszym włamywaczom – a szkoda.

Gdyby tak zastanowić się nad złodziejskim fachem, to w gruncie rzeczy jest to zajęcie bardzo ciekawe, ale chyba niezbyt łatwe, no i na pewno nie jest to fach dla każdego. Kiepskie godziny pracy, nieregularna wypłata, brak ubezpieczenia, wysokie ryzyko zawodowe – minusów jest wiele, a jednak wciąż są tacy, którzy przedkładają żywot kasiarza nad, dajmy na to, taki etacik w korpo. I dobrze, później my, w pewnym sensie ich pracodawcy, mamy co poczytać w mediach. I gdy tak sobie człowiek przegląda kroniki policyjne, bywa, że brwi unoszą się zdecydowanie powyżej ich naturalnego położenia.

Ot przykład z Zabrza – jeden facet siedemnaście lat temu wpadł na genialny pomysł – postanowił okradać budki telefoniczne. Młodsi czytelnicy muszą wiedzieć, że w późnym średniowieczu nie było smartfonów, a gdy człowiek przechadzał się ulicą i naszła go nagła chęć pogadania z kimś na drugim końcu miasta, albo na drugim końcu kraju, albo generalnie na drugim końcu telefonicznego kabla, to wyciągał monetę i kierował swoje kroki do skądinąd całkiem fajnego wynalazku, jakim były budki telefoniczne. Nie trzeba było nosić wszędzie ze sobą tego ustrojstwa, co to się pałęta po kieszeniach i wiecznie rozładowuje – ot, wystarczyła moneta, a świat stawał przed nami słuchawką! No ale wiadomo, kiedyś to było… W każdym razie wracając do tematu, faceta złapali i skazali na 10 miesięcy pozbawienia wolności, ale ten nigdy nie pojawił się w zakładzie karnym. Gość po prostu zaszył się pod ziemię i znikł był na prawie dwie dekady. Zmieniał adresy, zerwał znajomości, w końcu wyjechał za granicę – tak, to wszystko dlatego, że wykradał drobne z telefonicznych budek. Wciąż zastanawiam się, jak taki geniusz zbrodni zdołał unikać organów ścigania przez tak długi czas. Jak zauważył jeden z naszych czytelników, znany kolumbijski baron narkotykowy, Pablo Escobar, tylko kilkanaście miesięcy wodził za nos stróżów prawa, zanim oberwał kulkę między oczy, a tu proszę: kilkanaście lat i nic! No ale jaki Escobar, takie Delta Force – naszym niebieskim komandosom ujęcie poszukiwanego zajęło nieco więcej czasu, no i na szczęście nikt nikogo nie zastrzelił.

Skoro jednak na początku o sparszywieniu była mowa, a przypadek zabrzańskiego uciekiniera to raczej połączenie groteski i naszej ukochanej, polskiej fantazji, to wypada choć jeden przykład faktycznego sparszywienie wskazać. Otóż w Zabrzu dwóch bandytów, których nie wypada obdarzyć niczym innym jak tylko pogardą, dwa razy obrabowało osiemdziesięcioletniego staruszka i jego niepełnosprawnego syna. Dwa razy… Trudno tutaj w lekkiej, felietonowej formie opisać to zdarzenie, powiem tylko, że dawniej powiesiłoby się takich drabów na pierwszym lepszym drzewie i nikomu by powieka nie drgnęła – a dzisiaj… cóż, wszystko parszywieje.

Ale żeby nie kończyć tych rozważań w tak ponurym tonie weźmy jeszcze na warsztat przypadek prosto z Katowic. Otóż pewien jegomość włamał się wczesnym rankiem do salki katechetycznej przy parafii św. Piotra i Pawła. Do budynku wszedł oknem, a gdy znalazł się w kapliczce, bogobojnie uczynił znak krzyża, po czym podszedł do znajdującej się z tyłu figurki Jezusa, gdzie oddał się chwilowej, duchowej kontemplacji. Na oko trudno ocenić czy modlił się do świętego Dyzmy, patrona złodziei, czy może jednak właśnie wzorem Dobrego Łotra prosił o wybaczenie - dość powiedzieć, że moment później zwędził dwie świece i wspomnianą figurkę, po czym dał drapaka. Jak widać był to włamywacz konserwatywny, starej, dobrej złodziejskiej szkoły – w tym skoku wszystko miało ręce i nogi, nic nie było na rympał, a etykieta nie została naruszona. Pewną poboczną przesłanką dla domysłów, że był to człowiek z zupełnie innej epoki, może być fakt, że nie pomyślał o monitoringu, dzięki czemu wszyscy możemy obejrzeć ten wyczyn na własne oczy. Czyli może jednak Balcerek się mylił i jednak nie wszystko tak do końca parszywieje?

Dodaj komentarz

chcę otrzymać bezpłatny newsletter portalu Zabrze.com.pl.

Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu.
Wydawca portalu nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Czytaj również